Back to Bone
choreografia
Rosalind Crisp we współpracy z tancerzami:
Martyna Lorenc, Anna Nowicka, Janusz Orlik, Tomek Pomersbach, Julia Plawgo,Katarzyna Wolińska i Marysia Zimpel
W ciągłym ruchu
Sala teatralna
pozbawiona jest jasno wyznaczonych stref – widowni i sceny.
Przestrzeń ma nikogo nie krępować. Ta, jednak narzucona, swoboda może
początkowo wprowadzać w zagubienie publiczność, pozbawioną
bezpiecznego i znanego miejsca w teatrze, czyli rzędów krzeseł. Nie
ma też wyraźnego punktu rozpoczęcia spektaklu, tancerze (Martyna
Lorenc, Anna Nowicka, Janusz Orlik, Tomek Pomersbach, Julia Plawgo,
Katarzyna Wolińska, Marysia Zimpel) są już w ruchu, gdy sala
zapełnia się widzami. W lekkim półmroku performerzy skupieni w
jednym miejscu, wymieniają części na ciele i działanie jakie mają
wykonać. Jest to pewnego rodzaju rozgrzewka, wejście w ciało,
moment skupienia i budzenia swojej uważności. Stanowi to istotę
praktyki nauczanej przez Rosalind Crisp, choreografkę, inicjatorkę
spektaklu Back tu bone. Podstawę ruchu stanowią tu impulsy
cielesne, napięcia mięśniowe, moment wyjścia i pierwszy krok. Dla
tancerzy ważne jest bycie teraz, planowanie następnego ruchu może
ograniczać, powstrzymywać swobodę ich ciała. Ruch wyzwalany z
ciał tancerzy jest w pełni improwizowany, nie determinowany przez
muzykę, która pojawia się w spektaklu tylko parę razy na krótką
chwilę, ale przez ich indywidualną ekspresję i kontakt z
partnerem.
Znajdujemy się na
równym poziomie co performerzy, możemy usiąść na podłodze,
oprzeć się o ścianę. Wpływać to może na poczucie uczestniczenia
w próbie zespołu. Podglądamy ich w sali ćwiczeń, podczas
swobodnego tańca, którego piękno
wynika z naturalności a nie zaprogramowanego efektu. Tancerze
nie zwracają na widownię zbyt wiele uwagi, stanowi ona czasem dla nich przeszkodę, gdy chcą nagle przedostać się przez środek zebranego
tłumu.
Zmiana układu w
przestrzeni, która zachodzi wielokrotnie podczas spektaklu,
determinowana jest przez światła lub przejścia tancerzy. Po
wstępnej rozgrzewce tancerze rozchodzą się w różne części
sali, publiczność decyduje za kim podąży, w którą stronę
będzie patrzeć.
Nasze
przyzwyczajenia są nieustannie
podważane. Nic nie
jest tu stałe, wszystko jest w ciągłym ruchu, przestrzeń jest
nieustannie reorganizowana. Tancerze coraz odważniej poruszają się
pomiędzy widzami, zmniejszając wobec nich dystans. Organiczność
ich ruchu w tak bliskiej obecności stawiać może w niewygodnym
położeniu, jak gdyby zadawali pytania: dlaczego Ty się nie
ruszasz? Dlaczego tylko biernie oglądasz, ten zupełnie
spontaniczny, nieskrępowany ruch osoby znajdującej się tuż przed
tobą. Uświadamiamy sobie być może wtedy brak w nas tej dziecięcej swobody,
otwartości i umiejętności wsłuchania się w swoje ciało. W tańcu tym nie ma nic
na pokaz, więc nie należy tego spektaklu „oglądać”. Bardziej
się podgląda, wpływa na
przestrzeń ruchu tancerzy,
w pewnym sensie staje
się partnerem w ich
improwizacji.
/fot. Marta Ankiersztejn/
C.S.
Komentarze
Prześlij komentarz