Przejdź do głównej zawartości

Fragment rozmowy Aurory Lubos z Jadwigą Majewską po spektaklu Witajcie/Welcome

Zapraszamy do przeczytania fragmentu rozmowy Aurory Lubos z Jadwigą Majewską po spektaklu Witajcie/Welcome, w której artystka opowiada o projekcie i relacjonuje swoje doświadczenia z pracy wolontariackiej w jednym z europejskich obozów dla osób uciekających z ogarniętej wojną Syrii. 

Fot. Marta Ankiersztejn

Jadwiga Majewska: Po obejrzeniu tego spektaklu zawsze muszę wziąć kilka głębokich oddechów, aby móc cokolwiek powiedzieć. Twoje przedstawienia, szczególnie te ostatnie są mocno zaangażowane. Wcześniej mogliśmy oglądać choćby performans, który dotyczył maltretowanych kobiet, wtedy także badałaś problem człowieczeństwa zagrożonego. W Witajcie/Welcom opierasz się na dokumentach, ale również na tym czego doświadczyłaś, towarzysząc uchodźcom przynajmniej w części drogi, którą przemierzają.

Aurora Lubos: Ostatnie spektakle nie dotyczą mnie osobiście, czerpię z doświadczeń innych ludzi. Każde z tych przedstawień poprzedzone jest research’em. W  tym projekcie opierałam się na reportażach i relacjach wolontariuszy z obozów dla uchodźców. Sama też pojechałam do podobnego obozu na granicę słoweńsko-austriacką, aby po prostu pomagać. Emocje, obrazy i uczucia związane z pobytem tam oraz namiastkę rzeczywistości, z którą ci ludzie się  zmagają, próbowałam przekazać w Witajcie/Welcome. Podjęłam ten właśnie temat ponieważ jest aktualny, ponieważ ci ludzie cały  czas giną na morzu, ponieważ potrzebują pomocy, a nasze społeczeństwo jest tak a nie inaczej nastawione do tego tematu. Próbuję zbudować tę: dźwiękową, obrazową, emocjonalną przestrzeń dla widzów, tak abyśmy mogli, przynajmniej w jakiejś cząstce zagłębić się w  konflikcie, w którym ci ludzie znajdują się nieustannie.

JM: Świadomie dzielisz widzów na dwie grupy, na ofiary i tych, którzy decydują o ich losie. Czy doświadczyłaś podobnych sytuacji, czy ktoś pilnuje porządku w obozach? 

AL: Moje wrażenie z pobytu w samym obozie i pracy wolontariackiej było takie, że to wszystko jest świetnie zorganizowane, to było jeszcze przed zamknięciem granic. Myślałam, że ci ludzie mają dostęp do jedzenia, do ubrań, że mogą spać w ludzkich warunkach. Kiedy przyjechaliśmy do obozu okazało się, że nie jesteśmy w ogóle potrzebni. Drugiego dnia, to wszystko zmieniło się o 180 stopni. Komendant obozu raz zezwalał na to, aby wejść i pomóc, rozdać paczki z jedzeniem - innym razem utrudniał nam pracę. Ludzie z całej Europy przyjeżdżali z jedzeniem, uchodźców przywoził pociąg. Te pociągi przyjeżdżały o różnych porach. My (wolontariusze – przyp. T.P.) działaliśmy na takiej ziemi niczyjej - pomiędzy jedną granicą a drugą. Byliśmy przygotowani, żeby rozdać paczki. Ludzie byli bez butów, czasami nawet ubrań. Szli po prostu z reklamówką, bez jedzenia, wody, mleka dla dzieci. My byliśmy przygotowani, a strona pilnująca utrudniała możliwość wymiany. W końcu puścili ich zupełnie inną drogą - mogliśmy im tylko pomachać i powiedzieć: trzymajcie się, powodzenia i to było wszystko… Podobnie było z namiotem, który rozdawał ubrania, był czynny dwa razy w ciągu dnia przez godzinę. Ci, którzy przyjeżdżali o pierwszej w nocy, nie mieli w ogóle możliwości, aby wziąć jakieś ubranie. Wypracowaliśmy taki system, chowaliśmy rzeczy w kurtkach i  rozdawaliśmy po kryjomu, aby nie wybuchły zamieszki wśród tego tłumu. To wszystko, to nie były ludzkie warunki, te rzędy łóżek, które widzieliście, te śmierdzące koce nie prane przez tydzień. Roznosił się tam zapach brudu - nie były to ludzkie warunki i chciałam to pokazać. W mediach widzimy tłum, na którego czele idą silni, młodzi chłopcy. Rzeczywistość wygląda inaczej, młodzi i zdrowi rzeczywiście są na przedzie, najłatwiej jest ich nakręcić. Zanim całe rodziny i ludzie na wózkach wyszli z pociągów, materiały telewizyjne były już dawno gotowe.

JM:  A ten ostatni obraz, który pokazujesz w spektaklu, idący tłum?

AL: To jest przejście z jednej granicy na drugą - z obozu na drugą stronę. To był jeden z bardziej optymistycznych obrazów w tym spektaklu, nie chciałam już dorzucać czegoś negatywnego na koniec. Jako wolontariusze również tam chodziliśmy - bawiliśmy się z dziećmi dla nich balonik, bańki mydlane, rysowanie, tańczenie śpiewanie, to było największe szczęście. A równocześnie, to był taki smutny obraz -  przemieszczali się, byli uśmiechnięci i widzieli nadzieję, że coś może się zmienić, że gdzieś coś dalej jest i na nich czeka. Teraz dopiero zastanawiam się, co ci ludzie czują kiedy już się nie przemieszczają. Często rodziny były rozdzielane... Słychać, że w obozach narastają napięcia, bo oni nie widzą już przyszłości, zdarzają się samobójstwa… Nawet jeśli  ktoś zachował resztki optymizmu, to on w końcu wygaśnie - świadczą o tym raporty oraz świadectwa wolontariuszy.

JM: Twój wcześniejszy spektakl Akty był oparty na prawdziwych historiach. Czy ten projekt jest ogólnym spojrzeniem na problem, przefiltrowanym przez Twoje doświadczenia czy również wysłuchałaś jakichś historii?

AL: Ten projekt oparłam o moje doświadczenia przefiltrowane przez zachowane obrazy, poczucie bezpieczeństwa i empatię, które odczuwałam przebywając z tymi ludźmi. Wracałam z tego obozu do Polski 11-go listopada, kiedy w Warszawie odbywała się Marsz Niepodległości. Na przełomie tego całego okresu, to właśnie przyjazd do  stolicy odczułam jako najbardziej agresywny moment dla mnie. Nie bałam się w ogóle być wśród tych ludzi w obozie, chociaż płynęło wiele ostrzeżeń. To dopiero w Warszawie poczułam zagrożenie i dlatego to także zostało włączone w spektakl. Chciałam również pokazać  ten konflikt, zagrożenie, wojnę, to wszystko przed czym oni uciekają, tę drogę. Przeczytałam taką książkę Ostatni świadkowie Swiatłany Aleksijewicz i obrazy uchodźców - tam na Białorusi - pokrywały się z tymi obrazami, które widziałam. Tekst, który mówię na końcu, jest tym co zapamiętałam z Aleksijewicz, Kontenera Tochmana, raportów międzynarodowych organizacji, świadectw wolontariuszy i z moich własnych doświadczeń.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spotkanie z twórcami spektaklu ,,Back to bone": Rosalind Crisp i tancerzami

Fragment rozmowy poprowadzonej przez Jadwigę Majewską z twórcami spektaklu Back to bone : Rosalind Crisp i tancerzami: Martyną Lorenc, Anną Nowicką, Januszem Orlikiem, Tomkiem Pomersbachem, Julią Plawgo, Katarzyną Wolińską, Marysią Zimpel. /for. Marta Ankiersztejn/ Jadwiga Majewska: Ogromnie się cieszę, że udało mi się sprowadzić Wasz spektakl na Festiwal, dla mnie stanowi on absolutne ucieleśnienie tańca. Chciałabym zapytać o metodę Twojej pracy. Rosalind Crisp: Kiedy zaczynałam odkrywać i rozwijać tę metodę, zdarzało się, że używałam określenia: nie-taniec. Przede wszystkim interesuje mnie pierwszy impuls, wyjście do ruchu, pierwszy krok. Lubię określenie z języka angielskiego: dancing- tańczenie, które oznacza proces, czynność tańczenia, a nie rzecz. J.M.: Po polsku mamy takie określenie: stawanie się. Stawanie się tańca, czyli rodzenie się ruchu. R.C: Tak, ruch się staje, czyli stwarza. Mówiłam członkom mojej grupy, że nie chodzi o uczenie się konkret

Teatr działań wojennych

Archive Koncepcja i choreografia: Arkadi Zaides Konsultant video: Effi and Amir (Effi Weiss and Amir Borenstein) Dźwięk & dramaturgia głosu: Tom Tlalim Światło: Thalie Lurault Teatr działań wojennych.       M owa ciała człowieka znajdując ego się w sytuacjach granicznych, determinacji i walki, w obliczu zagrożenia i strachu, stała się pewnego rodzaju „surowcem”, ,,tworzywem" do pracy nad spektaklem Archive . Arcadi Zaides, choreograf i performer, z powagą i ogromnym skupieniem ogląda razem z nami pojawiające się na ustawionym na scenie ekranie kolejne materiały filmowe. Są to amatorskie nagrania osób znajdujących się w centrum działań zbrojnych na terenie konfliktu Palestyna/Izrael. Zaides co pewien czas zatrzymuje film i wybiera swoją „ofiarę”, której ruch za chwilę podda analizie, naśladując go na scenie. Zwraca naszą uwagę na szczegóły , takie jak pust e dłoni e ułożon e w geście wzorowanym na trzymającym broń policjancie. Skupiamy się n a p

W ciągłym ruchu - Back to bone

Back to Bone choreografia  Rosalind Crisp we współpracy z tancerzami: Martyna Lorenc, Anna Nowicka, Janusz Orlik, Tomek Pomersbach, Julia Plawgo,Katarzyna Wolińska i Marysia Zimpel W ciągłym ruchu   Sala teatralna pozbawiona jest jasno wyznaczonych stref – widowni i sceny. Przestrzeń ma nikogo nie krępować. Ta, jednak narzucona, swoboda może początkowo wprowadzać w zagubienie publiczność, pozbawioną bezpiecznego i znanego miejsca w teatrze, czyli rzędów krzeseł. Nie ma też wyraźnego punktu rozpoczęcia spektaklu, tancerze (Martyna Lorenc, Anna Nowicka, Janusz Orlik, Tomek Pomersbach, Julia Plawgo, Katarzyna Wolińska, Marysia Zimpel) są już w ruchu, gdy sala zapełnia się widzami. W lekkim półmroku performerzy skupieni w jednym miejscu, wymieniają części na ciele i działanie jakie mają wykonać. Jest to pewnego rodzaju rozgrzewka, wejście w ciało, moment skupienia i budzenia swojej uważności. Stanowi to istotę praktyki nauczanej przez Rosalind Crisp, choreografkę, inicjator